Jak to jest z tą sprzedażą koni?

Obserwuje bardzo dużo fejsbukowych stronek i ku mojemu zaskoczeniu, coraz większa część z nich ogłasza... że sprzedaje swojego "podstawowego" konia. Niby nic, konie się kupuje i sprzedaje, jednak wtedy bierze mnie refleksja, że ta moja szkapa, co tyle mi krwi napsuła, to powinna ze mną być do końca życia. Oczywiście, nie zależy to ode mnie, jednak (to nie jest sentymentalny post trzynastolatki, nie pomyliliście fanpage'y) nie wyobrażam sobie pewnego dnia po prostu wrzucić Dąbrówkę do bukmana i pomachać, licząc, że trafi się jej dobry nowy dom.

Nie wiem czy byłabym do tego zdolna, nawet nie ze względu na to, że "ach, bo ją wyszkoliłaś", "bo jechałaś pierwsze zawody", "bo znasz od dziecka", tylko z faktu, że ona wybrała mnie (prawie dosłownie wepchała się mi do domu, nie wspominając o życiu). Tak jak teraz myśle, kupując ją jako 3 latke, mogło się okazać, że nie będę potrafiła na niej jeździć, moje umiejętności i tak są za niskie, by wyciągnąć z niej to, na co ma potencjał, ale to inna sprawa - hej, minęły 3 lata, a ja nadal nie złamałam żadnej kości podczas pracy przy koniach (bo ja to taka niezdara jestem, że kopnęłam w łóżko i złamałam palce, so...).

Wracając, to nie jest kwestia, że jestem jej to winna, czy inne internetowe/filmowe tekściki. Po prostu to jest koń dla mnie. Radujemy się z tych samych rzeczy (powinniście nas zobaczyć na ostatnim mini crossie), to samo nas trwoży i rozumiemy się bez słów.
Wydaje mi się, że zaakceptuję fakt, że możemy nie wyjść poza "L". Nie będę lecieć od razu po nowego konia, nawet jeśli Dibi miałaby nadal być moja, tylko po prostu na wczesnej emeryturze. Oczywiście nie ma zamiaru stawać w miejscu, człowiek się całe życie uczy, to nawet na "gorszym" koniu codziennie coś go zaskoczy. Nasze grand prix za stodołą jest wystarczające, póki wiem, że ona mnie potrzebuje i jest zadowolona, kiedy hasa po łące cały dzień, a praca w siodle czy z ziemi to dla niej tylko przyjemność, nie przymus i kara.

Jak wiele razy wspominałam, po Dąbrówce widać wszystkie emocje. Każdy mi mówi, że ten pysk "mówi", a jeśli ktoś nawet nie zna się na koniach, potrafi zrozumieć, co się w tej jej główce tam kotłuje. To bardzo ułatwia prace i zrozumienie konia, a w gratisie dostaje ubaw, kiedy pokazuje te swoje białka , wyrażając przerażenie i chowa się za mną. Jednak, nie tylko strach czy zamyślenie widać z tych jej oczu, ale także radość, jak przed jazdą może polizać swojego ukochanego Horslyxa, albo czysty relax, kiedy zaczyna się ją siodłać, a ona mruży oczy, bo przecież zaraz będziemy skakać, albo galopować, albo w ogóle robić tyle fajnych, nowych rzeczy!

Odbiegłam od tematu sprzedaży, ale uznałam, że jak raz się rozczulę, jak to mi się w życiu poszczęściło, to mnie nie zjecie. Zresztą, może to kogoś zmotywuję, bo warto jest znać swojego konia, albo chociaż próbować go poznać. Nigdy nie obierałam strony w dyskusjach typu "maszyna czy przyjaciel", bo nie widziałam sensu, jednak to daje do myślenia. Ile wiecie o koniach z którymi pracujecie? Bo mi się czasami wydaje, że wiem tak wiele, a i tak nowe "informacje" przyjdą niespodziewanie, kiedy jakaś panna D. zobaczy, że są nowe przeszkody stałe i zacznie stawać dęba 😛

Podsumowując, to nie sentyment mnie trzyma z koniem, ani duma, że to "moje dzieło", chociaż jasne, dobrze byłoby się przekonać, jak radzi sobie w większym, dalszym świecie. Chyba to, co spaja mnie z kobyłką w dobraną parę (mam nadzieje, że wy też nas tak odbieracie), to fakt, że słuchamy siebie nawzajem i znamy się, staramy się zrównać z poziomem drugiej, a co najważniejsze - cieszymy się razem z każdej, drobnej udanej rzeczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aplikacja Equilab

Ogłowie START Woden

Recenzja ochraniaczy i kaloszków "Green" od Lovequestrian